ORVALDI ADVENTURE

 

Relacja Orvaldi Saling Team

 

            Marzeniem chyba każdego żeglarza - studenta jest wystąpić w żeglarskich AMPach - Akademickich Mistrzostwach Polski. Wspaniały klimat, tworzony przez ogromną liczbę studenckich załóg sięgającą nieraz ponad sto, co roku obrasta legendą. Stąd, choć nie była to nasza priorytetowa impreza bardzo chciałem na niej wystąpić. Już sam start, pośród tak dużego tłumu jachtów to niezłe doświadczenie, a patrząc na niektóre nazwiska na liście startowej, nieodparcie kojarzą mi się klasy Laser, 420, czy nawet Finn i 470. Niestety mogąc skompletować załogę wyłącznie ze studentów mojej uczelni, czyli SGH, musiałem Basię i Patryka zastąpić osobami wyznaczonymi przez sekcję żeglarską SGH - Tomkiem Starakiewiczem i Jackiem Michalskim. Niestety nie było możliwości zgrać się przed regatami, zarówno w działaniach na wodzie, jak i w pracy przy sprzęcie. Jeszcze do tego trzeba było doważyć naszą łódkę do wymyślonych przez organizatorów 320 kg o bagatela... 50 kilogramów! Każdy z nas zadawał sobie pytanie, czemu? Skoro klasa Omega Standard wg. przepisów Polskiego Związku Klasy Omega ma ważyć 280 kg, to skąd jest 320? Spędzało mi to sen z powiek od tygodnia i słusznie, bo walkę ze sprzętem skończyliśmy niemal równo z sygnałem startu do pierwszego wyścigu.

            Trzy dni regat podzielono na 2 etapy. Pierwszy, wtorkowy, czyli eliminacje. W dwóch grupach po 37 załóg ścigaliśmy się o Grupę Złotą -  finałową i Srebrną - walczącą o miejsca 37 - 78. Nam przypadała grupa eliminacyjna A. Drugi etap, to zmagania środowo - czwartkowe, już w Złotej i Srebrnej Grupie.

            Jak wspomniałem, regaty zaczęliśmy dopiero od drugiego wyścigu. Po krótkim zgraniu i rozgrzewce na wodzie przystąpiliśmy do walki ze świadomością, że odrzutki już nie mamy. I tak miejsca w wyścigach od drugiego do piątego: 9, 5, 5, 7 totalnie mnie zaskoczyły. Myślałem, że będziemy walczyć o życie, a tymczasem spokojnie i konsekwentnie każdy wyścig kończyliśmy w dziesiątce. Braki w zgraniu nadrabialiśmy taktyką i moim opływaniem na jachcie Orvaldi. Pozostał jeszcze ostatni wyścig eliminacyjny, na który czekaliśmy bardzo długo. Kiedy wszyscy zmarźli już na kość sędzia rozpoczął procedurę. Udało mi się wejść w pierwszą linię, a potem na szybkości ruszyć czystym wiatrem. Potem złapaliśmy się dobrze w kilka okrętek i tak na górnej boi... Jacht Orvaldi dumnie prowadził zostawiając za sobą pozostałe 38 jachtów z grupy nr. 1. Obiecałem sobie, że tym razem nie dam się psychicznie spalić i pomimo bardzo wyczerpującego, słabowiatrowego baksztagu, a potem fordewindu, na boi nr. 3 również zadomowiliśmy się pierwsi. Przy boi nr. 4 nasza przewaga nad drugą załogą Politechniki Warszawskiej wynosiła już ok. 15 metrów i na halsówce pozostało nam pilnować rywali i nie wypuścić tego z rąk. Udało się na tyle dobrze, że na mecie mieliśmy ok. 2 minut przewagi i tym samym wygraliśmy wyścig!! Z miejscami 40*, 9, 5, 5, 7, 1 odrzuciliśmy pierwszy wyścig i awansowaliśmy do Złotej Grupy z piątego miejsca. Smutną wiadomością tego dnia była dyskwalifikacja dyscyplinarna, na podstawie na bieżąco wymyślanych procedur dwóch bardzo dobrych załóg, stąd klasyfikowanych na koniec było 76 ekip.

            Niestety w finale (Złotej Grupie) trochę się pogubiliśmy. Chłopaki mimo olbrzymiej determinacji nie nadążali w trudnych sytuacjach, a na bojach, przy wyrównanej stawce pojawiało się nieraz po 30 jachtów naraz i każdy błąd sporo kosztował. Z wynikami 9, 25, 26, 18, 16, uzyskanymi na bardzo zmiennym wietrze zajęliśmy 22 miejsce. Zwycięzcą regat został Piotr Rzepecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Nasz wynik mnie osobiście nie zadowala, bo mogło być znacznie wyżej. Ale do tego cała załoga musi się zgrać, chcieć poznać sprzęt, potrenować, zaangażować kilka dni wcześniej. Jednak pomimo to, bardzo dziękuję chłopakom za poświęcenie i wolę walki na wodzie. Jeżeli nabiorą trochę doświadczenia i obycia z niewielkimi jachtami otwartopokładowymi, to za rok możemy powalczyć o pierwszą dziesiątkę.

W kwestiach organizacyjnych, pochwalić wypada Panie kucharki - mi dobrze smakowało i się najadałem, oraz ekipę PG Racing, która mimo wymuszonej przez Panią z dziekanatu i organizatora nieobecności, podtrzymywała klimat tej imprezy przynajmniej na lądzie. Miejmy nadzieję, że w przyszłości aspekty administracyjne już nie staną na drodze sportowi.

Na koniec chciałbym złożyć serdeczne podziękowania za wsparcie naszemu sponsorowi, firmie Orvaldi Adventure: http://orvaldi-adventure.pl/pl/, oraz Sekcji Żeglarskiej SGH.

            Teraz przyszedł czas na końcówkę sezonu - miejscowe regaty na jez. Zegrzyńskim, już z powrotem ze stałą załogą teamu Orvaldi, czyli Basią i Patrykiem.

 

zamknij
Serwis wykorzystuje pliki cookies: Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu zbierania anonimowych danych statystycznych oraz w celu zapewnienia podstawowej funkcjonalności serwisu. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. W przeglądarce internetowej możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies.