ORVALDI ADVENTURE

Po zajęciu 10 miejsca na 43 sklasyfikowane załogi w generalnej klasyfikacji Pucharu Polski klasie Omega Sport, dostaliśmy zaproszenie na imprezę nagrodę - Meczowe Mistrzostwa Polski w Klasie Omega. Zaproszeni zostali najlepsi z Pucharu Polski w sezonie 2011, oraz posiadający dziką kartę, urzędujący Meczowy Mistrz Polski na Omedze - Włodzimierz Radwaniecki i inni byli mistrzowie Polski w Omedze.

Regaty w totalnie nowej dla nas formule - rozgrywane 1 na 1, rządzące się zmodyfikowanymi przepisami, na krótkiej, dosłownie 20 minutowej trasie, to spore wyzwanie, którego przyjęcia nie podjęło się kilka czołowych załóg, stąd pomimo 12 miejsc, zgłosiło się jedynie dziesięć załóg.

W piątek po przyjeździe i otaklowaniu łódki, zaczęło się dwugodzinne szkolenie o formule meczowej, które unaoczniło nam, jak bardzo zawiła taktycznie będzie rywalizacja. I rzeczywiście była. Wszystko zaczęło się w sobotę w okolicach godziny 11. Nas los nieoszczędził. Od początku trafiliśmy na załogi mające już doświadczenie w match racingu. I tak w pierwszym pojedynku, ze Sławkiem Plichtą dostaliśmy ciężką lekcję. Błąd popełniony na pre-starcie zaowocował karą dla nas, a jego dobra kontrola sytuacji na trasie nie pozwoliła nam wydrzeć mu zwycięstwa. Drugi pojedynek z Kamilem Ortylem, również zakończył się dla nas porażką. Po godzinnej przerwie, do trzeciego meczu, z Tymonem Sadowskim przystąpiliśmy już z pewnym pomysłem. I tak udało się wygrać pre-start i ruszyć w trasę kontrolując sytuację. Jednak utrzymywanie prowadzenia nie było proste. Na małym akwenie, jakim jest jezioro Brodno Wielkie, wiatr bardzo kręcił, w różnych miejscach wiało też z różnym natężeniem. I tak pomimo pilnowania z naszej strony, załodze z Politechniki Gdańskiej udało się nas doścignąć. Nam z kolei udało się wlepić im karę, co jeszcze przedłużyło nasze nadzieje na korzystny rezultat. Niestety doświadczenie Tymona okazało się być decydujące i na końcu to on był górą. Podobnie wyglądała rywalizacja z jego kolegą z zespołu Filipem Pietrzakiem. W gasnącym wietrze, udało nam się jeszcze rozegrać 5 pojedynek Round Robin, z Tomkiem Micewiczem. Tutaj w bardzo zmiennych warunkach losy pojedynku przechylały się to na jego, to na naszą stronę, by na mecie zabrakło nam 1-2 metrów do zwycięstwa.

W niedzielę nie pozostało nam nic innego jak walczyć o honor. I to się udało. Zaczęliśmy od naszego pierwszego zwycięskiego meczu i to od razu z mistrzem polski, Włodzimierzem Radwanieckim. Dokładna znajomość przepisów pozwoliła nam wlepić mu karę w pre-startowej rywalizacji, a potem spokojnie kontrolując wyścig dowieźć zwycięstwo do końca. Nie przeszkodziło nam nawet zaplątanie się brasów do spinakera z płetwą mieczową i rozpaczliwa końcówka z Basią prowadzącą zawietrzny róg spinakera z dziobu, przy wietrze ok. 4 stopni w skali Beauforta. Później nie udało nam się uszczknąć punktu Arkowi Sendelewskiemu, późniejszemu zwycięzcy regat. Kolejnym rywalem był Leszek Dubiela. I po raz drugi udało nam się wyjść zwycięsko. Nie dość, że wygraliśmy pre-start, to rywale ruszyli do wyścigu z karą. Kontrolowaliśmy ich przez większość trasy, ale pod koniec awaria techniczna sprawiła, że nas doścignęli. Na mecie pojawiliśmy się niemal równocześnie, ale oni mieli jeszcze zaległą karę, stąd zwycięstwo nasze. Ostatni mecz z Kubą Jankowskim rozegrał się na pre-starcie. Przeciwnik ruszył posiadając przewagę i pomimo naszych ataków, dowiózł te kilkanaście metrów prowadzenia do końca.

Ostatecznie, zajęliśmy miejsce 8, pokonując Dubielę i Radwanieckiego. Jak na debiut w meczach to wypada się cieszyć, tym bardziej, że każdy z naszych rywali był z najwyższej, omegowej półki. Nie było tu słabeuszy.

zamknij
Serwis wykorzystuje pliki cookies: Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies w celu zbierania anonimowych danych statystycznych oraz w celu zapewnienia podstawowej funkcjonalności serwisu. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. W przeglądarce internetowej możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies.